Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas
709
BLOG

Pomidory a Unia Europejska

Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas Rolnictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Zazwyczaj gdzieś w kwietniu zamieszczałem notki na temat sadzonek pomidorów. Informacyjnie, ale też zawsze można mówić o kontekście reklamowym.

W tym roku jakoś temat umknął mi spod uwagi – może miałem za dużo pracy; pisać każdy może , a sadzonek  trzeba pilnować, bo tu nie ma dnia wolnego od pracy – trzeba podlewać, sprawdzać, czy nie pojawiają się jakieś nieprawidłowości. Wiadomo - „pańskie oko konia tuczy”. A produkowaliśmy tych sadzonek sporo, w zasadzie nieco ponad nasze możliwości, przy tegorocznym układzie pogodowym. Kilkadziesiąt odmian zarówno koktajlowych, jak i o dużych owocach, w kolorach białe, żółte, zielone, różowe, czerwone, malinowe i czarne. Te na pewno, a mogą być odcienie;-)))
Jednym słowem, mogę powiedzieć, że pewne doświadczenie w przygotowaniu sadzonek posiadam, a chyba ich nabywcy są zadowoleni, bo otrzymałem zapytanie o dostarczanie ich poza Warszawę. Fakt, że sprawdzamy jak zachowuję się rośliny i wysadzamy je też u nas na działce w warunkach porównawczych; te, które nie mają „dobrych” rokowań – są usuwane z doboru. Tak np. było z jedną z odmian, która, co prawda, charakteryzowała się dużym wigorem i smacznymi owocami, ale były one miękkie i łatwo się psuły, nawet jeszcze na krzaku.
 
Ale ta notka ma dotyczyć innych kwestii.
Jedna, to polityka supermarketów, którym bardziej opłaca się sprowadzać rośliny z Holandii niż brać je od lokalnych producentów. Wynika to z polityki sprzedaży, że wszystkie sklepy sieci muszą mieć ujednolicony towar. Tymczasem lokalny producent, nawet mając lepszy produkt jakościowo, nie jest w stanie dostarczyć go do odległych miejsc. Tracą na tym klienci, ale też supermarkety niszczą produkcję lokalną. Piszę tu o roślinach, jednak dotyczy to znacznie większego asortymentu towarów. Można mówić, że te markety są forpocztą NWO i globalizacji. Kupując w „Biedronce”, czy innym „Lidlu” – nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy – Czytelniku/Konsumencie.
 
Druga, to działanie Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin. To ewidentnie instytucja, która ma na celu niszczenie polskiego rolnictwa i poddanie go pod kontrolę i filtrację firm chcących wprowadzić GMO.
Dlaczego tak twierdzę? Może zamiast gołosłownych stwierdzeń opiszę moją „współpracę” z tą instytucją. Wnioski można wyciągnąć samemu.
Wspomnę tu jeszcze o przykładzie działania podobnej instytucji związanej z produkcją zwierzęcą, a gdzie kilka lat temu , na podstawie „znalezienia” ciał martwych dzików  (Afrykański Pomór Świń) przy granicy państwa, wprowadzono na blisko połowie kraju zakaz produkcji trzody chlewnej. To, że wg wszelkich danych te dziki zostały przetransportowane do Polski z Litwy – nie miał znaczenia. Państwowy inspektor mógł się wykazać – to się wykazał. (To było za PO).
Z racji zapytania o dostawę sadzonek pomidorów poza granice województwa, zgłosiłem do PIOR  taki zamiar – czyli wolę bycia producentem rozsad.
Zgodnie z przepisami, taki wymóg jest stawiany, a produkcja kontrolowana na okoliczność jakichś tam chorób.
Przepisy mówią, że  zgłoszenie powinno zostać przekazane do PIOR na minimum tydzień przed pierwszą dostawą produktu. W przypadku sadzonek pomidorów dla działkowiczów jest to czas od około 20 kwietnia do końca maja. Samego zgłoszenia dokonałem znacznie wcześniej, ale rzeczywiście  kontrola pojawiła się na początku kwietnia. Sprawdzono warunki produkcji i pobrano próbkę podłoża. Na moje stwierdzenie, że jest to czysty torf z nawozami i, że był on już badany – odpowiedź, że oni muszą to zrobić raz jeszcze. Cóż, może i takie wymogi.
Na tej podstawie, po badaniach, producent otrzymuje prawo do nabycia paszportów roślinnych, które powinny  być dołączane do każdej partii ekspediowanych roślin.
Koło 25 maja dostałem wiadomość, że badanie gleby zostało wykonane i mogę odebrać paszporty. Na moje stwierdzenie, że teraz ja już nie mam roślin – jest po sezonie, a te paszporty to mogą sobie urzędnicy użyć do podcierania d…, padło stwierdzenie, że będą kontrole w sklepach i za brak paszportów mogą być ich właściciele karani. A za badanie trzeba zapłacić – jest mój podpis na zleceniu.
Ciekawa sytuacja – nie wykonano na czas badań, ale za brak potwierdzenia ich wykonania – chcą karać. Czy to leży w interesie Polski? Czy właśnie na podstawie takich działań – nie eliminuje się polskich producentów?
Przy kontroli „na miejscu” dokładnie było sprawdzane pochodzenie nasion. Broń Boże, aby nie były to nasiona własnej produkcji (jeśli odmiana jest ustalona, czyli bez ingerencji w genetykę) można samemu  nasiona przygotować przy zachowaniu pewnych rygorów. Tą drogą łatwo wprowadzić rośliny GMO – będzie wyłączność sprzedaży, a  ogranicza  bogactwo lokalnych smaków – bo to właśnie lokalne mutacje odmian dają niepowtarzalny smak, a ludzie się o takie ciekawostki dopytują.
 
Inny mój kontakt z naszą antypolską działalnością urzędniczą miałem kilka lat temu. To czas, gdy Rosja wprowadziła zakaz sprowadzania cebul lilii z Holandii. Była to okazja do dobrego zarobku. Akurat miałem cebule lilii „z własnego chowu”, ale potrzebowałem świadectwo fitosanitarne. Zgodnie z prawem, kontroli może podlegać nawet do 10 % ilości towaru – badanie powoduje niszczenie cebuli. Zwykle wybiera się kilka cebul z partii i tylko jeśli są jakieś wątpliwości, poszerza się zakres badań. W moim przypadku po prostu zmielono 10 % towaru – bez badania, na zasadzie, że tyle mają prawo zabrać. Kiedy opowiedziałem o tym w Holandii - wzbudziło to "wielkie zdziwienie" działaniem państwowej instytucji.
Cóż, może bym to przebolał, ale wynik badania otrzymałem nie po tygodniu, ale po 2 miesiącach, kiedy sprawa eksportu stała się nieaktualna. Czyli – to działanie na szkodę polskiego producenta.
 
Podsumowując – Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin – to agencja obcego państwa, której celem jest kontrola i niszczenie polskiego rolnictwa.Wygląda na to, że takich instytucji mamy więcej. Czy, biorąc pod uwagę wtrącanie się „timmermansów” w sprawy polskie, nie powinna zostać przeprowadzona analiza systemowa korzyści związanych z przynależnością do UE?

członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka