zdj. KJW  Pożegnalny rzut oka na Lipari
zdj. KJW Pożegnalny rzut oka na Lipari
Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas
250
BLOG

Październikowy rejs 2016 (8)

Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Jak pisałem w poprzedniej notce, do Lipari dotarliśmy na silniku - flauta.

Sama miejscowość typowa. To, co zwróciło moją uwagę, to zagospodarowanie wszelkich dostępnych miejsc. Ma to zapewne związek z pewnym trendem do posiadania daczy w ciekawym miejscu. Niektóre domki budowane były na wyciętych w sale platformach z wyłącznym dostepem jedynie od strony morza.

Jeszcze rozmawiając na temat Wysp Liparyjskich z osobami, które były tam niedawno, była mowa, że np. Vulcano jest słabo zasiedlone.

Wybrałem się na wycieczkę na tą wyspę. Z Lipari jest wodolot (5 EU), a czas podróży ok. 10 minut. Nie chciałem wchodzić na górujący nad portem Vulcanello, a wybrałem się pieszo w głąb wyspy - na Vulcano Piano z zamiarem dojścia na do Vulcano Gelso. Trochę przeliczyłem siły i dotarłem jedynie do Vulcano Piano, ale po drodze miałem okazję obserwować postępujące zagospdarowanie. Są jeszcze gospodarstwa z kozami i owcami, ale są to już wyjątki. Cała wyspa w każdym dostępnym miejscu jest podzielona na działki i działeczki, i sukcesywnie zabudowywana. Z pełną infrastrukturą - gaz, prąd, woda. Kanalizacja jedynie we własnym zakresie.

Sama wyspa to cały czas czynny wulkan, który akurat ma przerwę w pracy i tylko popuszcza parę (siarkową).

 

Opisując rejs trudno pominąć sprawy "kuchenne". Zasadą na jachcie jest wspólna kuchnia, ale  w portach zazwyczaj testujemy lokalne produkty.

Należy zaznaczyć, że we Włoszech jest bardzo tanio - pod warunkiem, że dokonujemy przeliczeń na zasadzie 1 EU = 1 PLN.  Jeśli sie o tym zapomni - można być zdziwionym szybkim wyczerpaniem zasobów.

Co próbowałem? Oczywiście ośmiorniczki i pizzę. Co do osławionych ośmiorniczek (w chyba trzech wydaniach), mam zdanie specyficzne, które można opisać stwierdzeniem: jest na świecie wiele wspaniałych potraw, ale najlepszy jest kawałek świńskiej d... w kapuście.

Odnośnie innych owoców morza zdanie mam zbliżone. Kiedyś sąsiadka zakochana w tych potrawach zaprosiła nas na degustacę muli. Nie powiem, zjadłem, gdyż jestem wszystkożerny, ale nie wyrażałem zachwytu, co zostało uznane za wrodzone mi chamstwo okazywane słomą wyłażącą z butów z tej racji, że "wydziwiałem" na utrzymujcy się specyficzny zapach rąk po spożyciu tego posiłku. Mycie cytryną niewiele pomogło.

Tymczasem moja małżonka nie wyrażała publicznie swoich opinii. Po prostu w drodze do domu "się jej cafło".

Wspominam o tym, gdyż szczerze współczuję naszym prominentom stołującym się u "Sowy i przyjaciół", którzy są zobligowani stanowiskami do korzystania z tak wykwintnej kuchni. Moim zdaniem - tylko solidna porcja śliwowicy łąckiej (65 %) może w takich sytuacjach zapobiec rozstrojowi żołądka. Nie dziwię się, że przy konsumpcji gadali o jakichś głupotach z użyciem "języka": to oddaje stan wynikający ze spożywania wspomnianych potraw.

Natomiast jestem pod wrażeniem włoskiej pizzy. Cena, jak na tamtejsze warunki nie jest wygórowana, a typowa porcja w zasadzie wystarcza na dwie osoby. Samemu trudno ją skonsumować.

I jescze uwaga organizacyjna. Podpisując umowę na odbyciu rejsu mamy tam zaznaczone, że będziemy członkami załogi.

O ile na morzach północnych ma to swą wymowę - rzeczywiście tworzy się wspólnota wynikająca z raczej trudnych na ogół warunków żeglowania, szczególnie na starszych jachtach, to na południu coś takiego nie występuje. Przy pełnym luksusie - trudno nawet dostać się do jakichś tam lin, czy żagli. Można coś popichcić. Jedyną wspólną czynnością jest "klar" na jachcie, czyli sprzątanie. I tu pojawiają się zadrażnienia, bo pobyt na jachcie coraz częściej kojarzy się z pobytem w hotelu. A jak tak, to ważny jest poziom obsługi. W hotelach zaś sprzątanie nie jest czynnością wykonywaną przez gości. Podpisując umowę - można ten element zaznaczyć.

 

W czasie tej cząści rejsu morze było spokojne, co powoduje, że pojawiają się delfiny.  Niestety, nie wykazały nadmiernego zainteresowania naszym jachtem i zanim zdążyłem się przygotować do zdjęć - oddaliły się w sobie wiadomym kierunku.

I jeszcze uwaga nawigacyjna. Otóż odległości miedzy statkami wydają się być duże. Jednak zawsze istnieje zagrożenie kolizją. W warunkach normalnej widoczności, w nocy widzimy światła innej jednostki w odległości 8 do 12 mil, czyli blisko nawet 20 km. Skąd zagrożenie? No właśnie. 

Jeśli płyniemy sami z prędkością np. 5 węzłów, a z przeciwnej strony idzie statek z prędkością 12 węzłów (typowa prędkość cargo), to łącznie jest to około 30 km/h. Na morzu nie sprawdzamy ciągle swoich pozycji, a płynąc "ostrym" halsem mamy małe możliwości manewru.  

Orientacja, że jesteśmy na kursie kolizyjnym (a za taki uznaje się, gdy odległość przewidywana mijania jest mniejsza niż pół mili), ma miejsce zwykle, gdy jesteśmy od siebie w odległości około 4 mil. To czas na wykonanie manewru, który zostanie dostrzeżony przez obsługę drugiego statku. Później konieczne jest już nawiązanie kontaktu radiowego i ustalenie sposobu mijania. Zazwyczaj jest to na zasadzie "red to red", czyli tak, aby widzieć swoje światła czerwone.

Ale gdyby znaleźć się np. w odległości 1 mili od jakiegoś statku i widzieć w nocy jego oba światła (czerwone i zielone), to należy włączyć silnik, ster na burtę i sp...ć najszybciej jak można z tego kierunku. Chodzi o to, że strona przeciwna może wykonać jakiś ruch nieoczekiwany, a czas orientacji na morzu o rzeczywistych zamiarach, przy bezwładności jednostek, jest na tyle duży, że grozi to niebezpieczeństwem.

Ale to są problemy skippera. My, na południu, możemy sobie siedzieć i obserwować nocne niebo.

Zobacz galerię zdjęć:

zdj. KJW  Stan zagospodarowania nawet stromych zboczy na Lipari
zdj. KJW  Stan zagospodarowania nawet stromych zboczy na Lipari zdj. KJW  Cieśnina między Lipari i Vulcano zdj. KJW  W głąbi cieśniny. jest tu szereg skał malowniczo wystających z wody zdj. KJW Vulcano z cieśniny. Pod słońce, więc mało wyraźne zdj. KJW A to jeszcze Lipari, już po przejściu cieśniny. zdj. KJW  Tu były delfiny, ale chyba nie trafiłem z fotką. Także film spóźniłem... zdj. KJW A tu już zbliżamy się do San Vitto lo capo zdj. KJW Monte Monaco górująca nad San Vitto. Podobno ppodobna do skały gibraltarskiej zdj. KJW  Główki Portu, a w tle Monte Monaco zdj. KJW Uliczka w San Vitto zdj. KJW Wylana płyta fundamentowa. Wskazuje na strefę sejsmiczną.

członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości