Temat katastrofy pod Smoleńskiem powraca jak bumerang i można sądzić, że nawet pełne wyjaśnienie okoliczności wypadku tego nie zmienią.
Może dlatego, a może z racji próby zastanowienia się nad tą tragedią, ale w innym wymiarze, chcę poświęcić tę refleksję.
Otóż nie jestem bezkrytycznym zwolennikiem PiS, i mam szereg zastrzeżeń dotyczących polityki tego ugrupowania. Szczególnie dotyczy to polityki wschodniej, a zwłaszcza budowania muru nienawiści wzgledem Rosji - jakby nie było naszego sąsiada. A z sąsiadami zawsze należy żyć w zgodzie, a przynajmniej nie "podbijać bębenka" nienawiści. Ten element programu uważam za sprzeczny z Polską Racją Stanu.
Te same zastrzeżenia dotyczyły działań ówczesnego Prezydenta, czyli śp. Lecha Kaczyńskiego.
Pamiętam także atmosferę towarzyszącą osobie Prezydenta z tamtego okresu, gdzie obstrukcja wokół zamierzeń, czy wręcz stawianie Go roli w prawie błazna, było na porządku dziennym.
Organizacja obchodów, osobno dla Premiera, osobno (bez nadania wizycie rangi państwowej) dla Prezydenta, to był już chyba szczyt perwersji.
Powstaje zatem pytanie:
czy Prezedent musiał lecieć do Smoleńska przy takiej atmosferze towarzyszącej?
Przecież gdyby zrezygnował z wizyty, nie narażałby się na różne szykany, takie jakie czynił choćby p. Arabski. A wiele innych osób także dokładało swoje "cegiełki" do tego procesu.
Otóż uważam to zadane pytanie za retoryczne. Ono będzie stawiane, ale jego ranga jest bardzo podobna do tego, czy powinno wybuchnąć Powstanie Warszawskie.
Historycznie - obie kwestie będą rozpatrywane w podobny sposób. I oba fakty będą budzić powtarzające się polemiki.
Czy Lech Kaczyński Musiał lecieć do Smoleńska?
Czy Powstanie Warszawskie musiało wybuchnąć?
