Odnosząc się do wyników rokowań przeprowadzonych miedzy Polską i Wielką Brytanią, a przedstawianych jako sukces PiS i samej Szydło, mam bardzo ambiwalentne odczucia: czy rzeczywiście można mówić o sukcesie, czy raczej o zdradzie interesów narodowych?
Zwłaszcza, że „pomagał” w negocjacjach D. Tusk.
Skąd biorą się takie wątpliwości?
Przede wszystkim nie traktuję „obrony” świadczeń socjalnych Polaków przenoszących się „za chlebem” jako punkt negocjacyjny; te kwestie regulują umowy stowarzyszeniowe UE i każde odstąpienie, czy nawet dyskusja o odstąpieniu, jest porażką.
Polska wchodząc do UE zgodziła się zlikwidować miejsca pracy u siebie, ale w zamian Polacy mieli mieć zapewniony dostęp do rynku pracy w całej UE bez jakichkolwiek form dyskryminacji.
Czy wystąpiły warunki zmieniające powyższe zasady? Czy UE „odda” nam te miejsca pracy, które u nich powstały skutkiem poszerzenia tej struktury?
Do tego należy doliczyć inny ważny element: emigrują Polacy dobrze wykształceni, mobilni, zdolni do asymilacji i innowacyjni.Czyli UE otrzymuje „za darmo” wysoko wykwalifikowaną siłę roboczą.
Dla porównania są uchodźcy z Afryki i Bliskiego Wschodu. Jak wielkie koszty integracyjne muszą ponieść kraje, które chcą ich przyjąć? Przecież potrzeba integracji kulturowej (czy możliwa?) i do tego dochodzą koszty wykształcenia zawodowego.
Sprawy tak oczywiste, że aż trudno o nich pisać.
Zmiana zasad traktowania Polaków tłumaczona jest polityką obronną państwa. Powstaje pytanie, czy rzeczywiście usytuowanie baz NATO na terenie Polski jest dążeniem wynikającym z Polskiej Racji Stanu?
Czy coś na tym zyskujemy? Sam fakt stacjonowania obcych wojsk na terytorium Polski jest znamienny dla utraty (przynajmniej w części) niepodległości.
Dalej – obce wojska mają być wyłączone spod polskiej jurysdykcji, co , a są na to przykłady, stanowi poważny problem w takich przypadkach.
Przede wszystkim jednak należy sobie odpowiedzieć, czy obca obecność zwiększy nasze bezpieczeństwo?
Już każde „podciągnięcie” sił własnych w pobliże przewidywanej linii frontu stanowi zagrożenie: zagrożenie dla przeciwnika, który będzie chciał je wyeliminować w pierwszej kolejności, i zagrożenia dla nas samych, gdyż sytuacja prowokuje do ataku na nasze terytorium, co zawsze powoduje straty.
Strategicznie – „opłaca się” mieć u siebie rozwinięte środki kierowane przeciwko nagłej agresji (obrona plot przede wszystkim) i rozproszone, ale mobilne siły szybkiego reagowania zdolne do odparcia (zatrzymania) pierwszego uderzenia.
Natomiast zaplecze działań powinno być oddalone od rejonu walk i nie narażone na zniszczenie w pierwszej fazie konfliktu.
Tymczasem PiS (jako obecnie rządzący_ zastosował strategię całkowicie przeciwną. Dąży się do koncentracji wojsk na naszym terytorium, co naraża nas na ataki. Stajemy się wręcz miejscem konfrontacji, a nagromadzenie znacznych ilości sił i środków militarnych u nas prowokuje do użycia broni jądrowej.
Czy taki jest cel tych działań PiS?
Względem Wielkiej Brytanii. Tu sytuacja jest związana z podwójną, czy nawet potrójną stratą.
„Wyprzedaż” socjalnych interesów polskich pracowników tłumaczona względami bezpieczeństwa to swoiste curiosum. Planowana „tarcza antyrakietowa” to przecież olbrzymie zagrożenie dla tamtego rejonu; „oczy i uszy” militarne są likwidowane w pierwszej kolejności.
Czy przyniesie to Polsce jakieś korzyści obronne?
Moim zdaniem żadnych, gdyż czas reakcji obrony na atak dokonany z rejonu Królewca pozwoli dotrzeć rakietom przynajmniej w rejon Warszawy.
Natomiast „tarcza” będzie środkiem obrony Wysp Brytyjskich i ich pól wydobywczych ropy i gazu.
Czyli to my sami płacimy za ich bezpieczeństwo. Podwójny zysk Camerona; nasz – raczej nie.
W sumie. O ile działania PiS w polityce wewnętrznej są, moim zdaniem, godne poparcia, o tyle polityka zagraniczna, zwłaszcza powiązana z bezpieczeństwem, budzi poważne zastrzeżenia.