Okres poprzedzający Święta Wielkanocne ma swą kulminację w Wielki Piątek - dzień wspominania śmierci Chrystusa.
Przyznaję, że od dawna mam ambiwalentne odczucia dotyczące sposobu wspominania tego zdarzenia. Dotyczy to całego okresu przygotowań. Czego dotyczą te wątpliwości?
Ano podejścia do tego wydarzenia. Przede wszystkim pojawia się pytanie, dlaczego w Kościele Katolickim te przygotowania mają charakter cierpiętniczo – przebłagalny? Nabożeństwa Drogi Krzyżowej szczegółowo je przypominają. Czy godzi się tak analizować cudze cierpienie? Jaki jest tego sens?
I tu podejście może być dwutorowe. Jeśli winnymi zdarzenia - śmierci Chrystusa są chrześcijanie, to ponowne rozpatrywanie sprawy pogłębia winę, gdyż nie niesie przesłania mającego zapobiec tej czynności. Czyli jest to jak z samospełniającą się przepowiednią.
Tak można określić stwierdzenie, że Chrystus umarł za nasze grzechy. Umarł za nie, ale jednocześnie chrześcijanie kultywują w sobie potrzebę powtórzenia mordu. Brak możliwości wyzwolenia się z zaklętego kręgu.
Dlatego taka interpretacja jest dla mnie nie do przyjęcia; moim zdaniem błędnie (może celowo) zinterpretowano stwierdzenie, że Chrystus umarł, aby wyzwolić nas od grzechu. (Nie za nasze grzechy, ale aby od nich wyzwolić). Co to oznacza? Tylko to, że pojęcie grzechu pojawia się w momencie zaistnienia Prawa, którego nie wolno przekraczać, a jeśli się to robi – popełnia się grzech.
Zatem wyzwolenie od grzechu jest wyzwoleniem spod władzy Prawa – Prawa, które kapłani żydowscy narzucili Izraelitom.
W takim kontekście wspominanie cierpienia Chrystusa ma sens, chociaż znaczenie jest nieco inne. Wskazuje bowiem, jak wielkiego poświęcenia wymagało spersonalizowanie relacji człowieka względem Boga przez odrzucanie pośrednictwa żydowskich kapłanów.
Drugim wariantem uzasadnienia wspominania o cierpieniu Jezusa jest podtrzymanie pamięci o tych, którzy dokonali czynu – Żydach. Ta wersja jest niespójna z nauczaniem ewangelicznym; wspominanie i podtrzymywanie pamięci o winie zaprzecza nauce o przebaczeniu.
Jakie są refleksje wynikowe?
Dążąc do życia zgodnie z nauczaniem Chrystusa, można odczuwać dumę z tego, że Nauczyciel do końca był przekonany o słuszności swej nauki. Nawet cierpienie i śmierć nie spowodowały zaprzaństwa.
Czy będę szczegółowo rozważał tę drogę męki?
Raczej nie, ale będę miał w pamięci, że wiara we współistnienie ma trwałe podstawy potwierdzone aż tak skrajną zdolnością do poświęcenia.