Protest rolników z jakim mieliśmy do czynienia (jeszcze nie zakończony), ma kwestie wątpliwe w odczuciu warstw niedoinformowanych.
Te kwestie dotyczą samej zasadności protestu wobec dotacji, jakie otrzymują rolnicy.
Częstym odczuciem jest, że rolnicy nie potrafią wyprodukować dostatecznie tanio - konkurencyjnie, żywności i żądają pomocy państwa, czyli de facto chcą sięgnąć do kieszeni podatników.
Sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana.
Wprowadzony system dopłat zdegenerował normalne relacje w rolnictwie. Opłacalność produkcji nie jest uzależniona od wkładu pracy, a od poziomu dopłat. W efekcie bez dopłat nie opłaca się żadna produkcja. Najbardziej efektywne są takie rodzaje działalności, gdzie inwestowane są minimalne środki.
Tak jest np. w przypadku przeznaczenia ziemi ornej na łąki, które wystarczy 2 X w roku skosić, aby warunkom dopłat stało się zadość.
Zyskiem nie mogą chwalić się gospodarze produkujący dobrze i uzyskujący dużą wydajność, a byle jacy, ale mający duże dopłaty obszarowe.
(Kto i na jakich zasadach wszedł w posiadanie dużych areałów - to odrębny temat).
Już dwa lata temu notką sygnalizowałem, że np. dzierżawa ziemi na zasadzie "weź i użytkuj" - jest nieopłacalna. Do takiej dzierżawy właściciel musi dopłacić (z dopłat).
Czy zatem jest możliwa konkurencja z produktami unijnymi, gdzie dopłaty są znacząco (kilka razy) większe?
Przy takich założeniach - nie; w tych warunkach nie da się prowadzić racjonalnej działalności. A w rolnictwie perspektywa czasowa wynosi około 20 lat.
Co mna zrobić?
Mamy specyficzą sytuację. Z jednej strony jest eksport np. mięsa, a z drugiej równie duży import; dla przedsiębiorstw zajmujących się przetwórstwem - taniej jest kupować surowiec w Danii, czy w BRD.
Czy jest to zdrowa sytuacja?
Można powiedzieć, że w zaistniałej okolicznościach występuje dumping eksportowy tzn. gdyby np. Niemcy produkowali wyłącznie na swój rynek - to wielkość dopłat jest ich wewnętrzną sprawą. Jeśli jednak ta produkcja idzie na eksport do Polski - to mamy do czynienia z dumpingiem, gdyż ich koszt produkcji jest pomniejszony względem warunków polskich o różnicę w wielkości dotacji przypadającej na jednostkę danego produktu.
To nieuczciwa konkurencja.
Dlatego proponuję utworzyć Fundusz Stabilizacji Produkcji Rolnejna który wpłacana byłaby wspomniana różnica w wielkości dotacji.
Wpłacający - to importerzy - firmy importujące żywność z innych krajów UE, gdzie występują dopłaty. Cała produkcja w UE jest ściśle reglamentowana a producent jednoznacznie określony. Nie powinno być żadnego problemu z określeniem wielkości kwoty.
Tą drogą "niekonkurencyjnością" polskiego rolnictwa nie byliby obciążeni polscy podatnicy.
Jak wykorzystać wspomniany fundusz?
To odrębne zagadnienie; tak za bardzo rolnikom bym nie dawał. To raczej powinien być fundusz rozwojowy i interwencyjny.
Komentarze