W mediach przewijają się informacje o kryzysie w Rosji związanym ze spadkiem cen ropy.
Czyli - obniżka cen ropy to "bat" na Putina i politykę Rosji.
Czy aby na pewno?
Obecnie nawet tak mało zajmująca się gospodarką światową osoba jak ja może dostrzec, że przecież znakomita część amerykańskiego PKB, ale także innych państw Zachodu, wyliczana jest na podstawie transakcji związanych z pośrednictwem w obrocie ropą naftową i innymi nośnikami energii.
Jeśli koszt wydobycia baryłki ropy w Arabii Saudyjskiej jeszcze kilka lat temu oceniano na 0,1 % (10 centów), to przy cenach rynkowych przekraczających 100 $ zysk dało się rozdzielić między szejków a sporo pozostawało w kasie banków amerykańskich.
Za te pieniądze kupowano towary produkowane w Chinach i innych krajach o wysokiej wydajności, co pozwalało zachować wysoki standard życia mieszkańców USA mimo niskiej produktywności.
Obecnie sytuacja staje się krytyczna. Nastąpiła dekoniunktura, co obniża zapotrzebowanie na ropę, a dodatkowo część państw (BRICS) zaczęła rozliczać transakcje energetyczne nie w dolarach, a w walutach lokalnych.
Czyli zysków z "dolarowego" pośrednictwa nie ma.
Jeśli zatem obecnie cena ropy spada z ponad 100 $ na zapewne ok. 70 $ w końcu roku, to może mieć przełożenie na amerykańskie PKB na poziomie spadku o około 10 a może i 15 %.
Nie ma transakcji, nie ma "kasy".
Tymczasem wpływ spadku na PKB Rosji jest znacznie mniejszy. Transakcje ropą nie przekładają się na zysk - jedynie sama wartość ropy jest czynnikiem ważnym.
Można szacować, że jest to wpływ kilkukrotnie mniejszy niż w przypadku USA.
Bardzo ciekaw jestem rzeczowych analiz ludzi zajmujących się tą tematyką a prowadzonych w takim ujęciu; czy moje sugestie są słuszne?
Przedstawiony tok rozumowania wskazuje na gwałtowną zapaść gospodarczo - finansową Zachodu. Niestety - w najbliższym czasie - czyli przyszły rok będzie krytyczny, bo ceny ropy "dołują"..
I wcale mnie to nie cieszy.
